 |
Czasem uda mi się wyjść ładnie. Nie spodziewałam się tego po sobie. |
|
Ostatnie dni aż proszą się, aby je przemyśleć i jeszcze raz przeżyć. Pojawia się we mnie tak wiele sprzecznych, odmiennych uczuć. Niekiedy nawet nie wiem, na które powinnam zwrócić większą uwagę. Na miłość, szczęście, radosny moment czy może ból, niewysłowione cierpienie a nawet śmierć? Cały poniedziałek zmagałam się z tymi silnymi, a zarazem bardzo złymi uczuciami. Pierwszy raz tak bardzo chciałam uciec, pójść byle gdzie i byle z kim, aby tylko znaleźć się w jak najodleglejszym miejscu. A podobno w każdym człowieku człowiek jest. Po tamtym dniu nigdy już tak nie powiem. Teraz została mi tylko nadzieja na spokojny sen. No właśnie - sen. Czasem bardzo chciałabym zasypiać w innym łóżku z tym kimś. Z tym, kto ostatnio coraz częściej gości w moim świecie. I choć wiem, że nie powinnam, to marzę, aby został on w nim na zawsze. Nawet na dłużej niż na zawsze. Uczucie, którym darzę tą osobę chyba nie jest normalne. Odbiega od moich postanowień, wszystkich zasad. Nie można tu mówić o przyjaźni, miłości, koleżeństwie. Nie, nie. To coś, co odbywa się na zupełnie innym poziomie. Tak bardzo boję się to stracić. Tak bardzo mi na tym zależy. Utknęłam w pewnym punkcie i pierwszy raz naprawdę nie widzę żadnego satysfakcjonującego wyjścia. Ani jednego. Wszystko, co przychodzi mi na myśl, nigdy w pełni nie odda tego, co dzieje się wewnątrz mnie. Koniecznie muszę się uspokoić. Chyba zacznę pisać wiersze, żeby jakoś uporządkować ten cały chaos. O tak, chyba to będzie jakiś malutki krok ku rozwiązaniu tego wszystkiego. O ile można mówić o jakimś rozwiązaniu i uporządkowaniu tych emocji.
Niedługo nadejdzie 19 listopada, a z nim moje urodziny. Chciałabym je wyprawić, świętować ze znajomymi, upić się do nieświadomości i bez przerwy się śmiać. Ostatnio bardzo brakuje mi tego wszystkiego. Niby się otwieram, ale czuję się coraz bardziej obco. Niestety, wciąż egzystuję ze świadomością, że nie znajduję się w tym miejscu, w którym chciałabym być. No i oczywiście nadal nie robię niczego, co chociaż troszeczkę przybliżałoby mnie do mojego błogostanu. Ale postanowiłam, że zawezmę się i dotrę w końcu tam, gdzie chcę. Namówię rodziców na lustrzankę, a nawet sama postaram się na nią odłożyć. Zapiszę się na tańce i kursy fotografii, podciągnę się z językami i wrócę do książek, wierszy i filmów, które tak bardzo kocham. Czas wreszcie na coś w życiu postawić, bo jak nie teraz, to nigdy.
A więc do dzieła. :)
 |
Muszę przyznać, że ostatnia sobota była baaardzo udana! :) |